wtorek, 1 kwietnia 2014

Językoznawcy o pochodzeniu Słowian, cz. 1: Hydronimia i dendronimia.



          Oprócz historyków, archeologów, antropologów i genetyków w rozwiązanie tajemnicy pochodzenia Słowian, bardzo duży wkład wnieśli językoznawcy. Ich prace dotyczą podobieństwa pomiędzy językami słowiańskimi a także różnic między nimi a językami ich sąsiadów takich jak Germanie czy Bałtowie. Badaniu poddane zostały nazwy geograficzne (na przykład rzeki), a także samo pochodzeniu słowiańskich etnonimów (nazwy grup etnicznych). Istotne wydaje się także prześledzenie nazw, jakimi określano rośliny i zwierzęta. Wśród językoznawców nie ma jednomyślności, co do lokalizacji kolebki Słowian a nawet, co do tego czy badania językoznawcze mogą pomóc w jej zlokalizowaniu.

         Hydronimia jest działem onomastyki (która jest nauką o nazwach geograficznych i osobowych), zajmującym się badaniem nazw rzek, jezior i innych wód.
         Jan Rozwadowski (1867-1935) był jednym z pierwszych językoznawców, którzy rozpoczęli badania nad etnogenezą Słowian w oparciu o dane hydronimiczne. Twierdził on, że nazwy rzek wykazują na przestrzeni dziejów niezmienność. Jednak połączenie ich z konkretnymi ludami jest bardzo trudne a czasami po prostu niemożliwe. Podobnego zdania był Tadeusz Lehr-Spławiński (1891-1965), który stwierdza, że na podstawie nazw geograficznych nie można określić, gdzie znajdowały się terytoria, które można by określić, jako prasłowiańskie.
         Jan Safarewicz twierdzi, że „nazwy wód z terenu Poodrza, Powiśla, Podniestrza i Podnieprza mają powszechnie indoeuropejski charakter. Można je, więc wyprowadzić z różnych (nie tylko słowiańskich) języków indoeuropejskich, a tym samym nazwy te tracą wartość dowodową dla zagadnienia słowiańskiej praojczyzny”
         Jerzy Nalepa (1926) jest autorem metody, która zakłada określenie przynależności do danego języka za pomocą zasięgu najczęściej występujących rdzeni w nazwach rzek. Jego zdaniem praojczyzna Słowian znajdowała się na terenach pomiędzy Soławą i Bugiem. Rdzenie stab-, stob- uważa za wspólne dla Bałtów i Słowian.
         Po II wojnie światowej w Niemczech narodziła się teoria hydronimii staroeuropejskiej. Jej prekursorem był niemiecki językoznawca Hans Krahe (1898-1965). Zakładała ona łączenie nazw rzek nie z jakimś konkretnym językiem indoeuropejskim tylko z prajęzykiem zwanym staroeuropejskim, który miał funkcjonować przed rozpadem jedności indoeuropejczyków.
         Zwolennicy tej teorii zakładają, że żadna duża rzeka z terenów słowiańskich (Odra, Wisła, Bug, Dniestr, Dniepr, Don) nie jest bezpośrednio słowiańskiego pochodzenia. Doprowadziło to Jurgena Udolpha (1943) do badań biorących pod lupę mikrohydronimię, jednak nie wydaje się to dobry pomysł, ponieważ małe rzeki wykazują bardzo dużą zmienność nazw.
         Co do staroeuropejskiego pochodzenia nazw rzek wypowiada się sceptycznie w swej pracy Zbigniew Babik:
„Wiele sugerowanych przez współczesnych staroeuropeistów przykładów zostało zweryfikowanych negatywnie. Większość form dających się zestawić z nazwami zachodnioeuropejskimi nie odpowiada im ściśle z punktu widzenia ie. [indoeuropejskiej. Przyp. autora] gramatyki porównawczej, wykazuje trudne do jednoznacznego wyjaśnienia różnice fonetyczne, słowotwórcze czy fleksyjne. […] W tym kontekście pojęciu staroeuropejski można nadać jedynie sens negatywny; chodziłoby o nazwy, o których wiadomo tylko to, że są stare i europejskie.”
         Za słowiańskością nazw hydronimicznych optuje Witold Mańczak (1924), który wysuwa argument nie istnienia germańskiej przesuwki spółgłoskowej w nazwach rzek. Powinna ona występować gdyby to właśnie od germanów Słowianie przejmowali nazwy rzek w dorzeczu Odry i Wisły. Jeśli chodzi o przesuwkę spółgłoskową w językach germańskich to polega ona na tym, że d występujące w językach słowiańskich w pragermańskim przejęło formę t  i analogicznie t zamieniło się w th, p z kolei p przeszło w f.
         Grzegorz Jagodziński wchodzi na swej internetowej stronie w polemikę z W. Mańczakiem. Przedstawię tu pokrótce jego kontr argumenty:
  •  nazwy rzek mogły zostać przejęte od Wenetów a nie od Germanów i stąd brak przesuwki;
  • Słowianie zmieniliby nazwy rzek w sposób odpowiadający ich wymowie nawet gdyby przesuwka występowała i stąd jej późniejszy brak;
  •  niewiele jest rzek na obecnym terytorium polski, którym można przypisać jakąś konkretną etymologię;
  • przesuwkę ma zawierać uważana za germańska nazwa Tanew, której pierwotne brzmienia miało przybrać postać Dana.
         W. Mańczak przedstawia nam, jakimi zasadami kieruje się w swoich badaniach nad etnogenezą Słowian (oczywiście można je odnieść do badań nad innymi ludami):
  • Powinniśmy rozdzielić argumenty sprawdzalne od nie sprawdzalnych przy zastosowaniu statystyki.
  •  Powinniśmy się opierać tylko na argumentach sprawdzalnych.
         Moją uwagę zwrócił sposób argumentacji G. Jagodzińskiego, którego tezy ciężko uznać za sprawdzalne. Mam tu na myśli np. argument mówiący, że Słowianie modyfikowali nazwy rzek na swoja modłę, w takim razie, dlaczego mieli by zmienić wszystkie z wyjątkiem nazwy rzeki Tanew, którą G. Jagodziński przedstawia, jako germańską.
Rodzi się również pytanie, w jaki sposób Słowianie przejmowali germańskie nazwy rzek, jeśli przyjmować teorię Kazimierza Godłowskiego zajmowali terytoria uprzednio przez germanów opuszczone?
         Hanna Popowska–Taborska wysuwa tezę mówiącą o nikłej przydatności badań hydronimicznych w rozwiązaniu zagadki pochodzenia Słowian. Uzasadnieniem takiego punktu widzenia jest niemożność poznania etymologii największych rzek słowiańszczyzny. H. Popowska–Taborska zakłada, że są to nazwy raczej przedsłowiańskie.
         W celu wyjaśnienia zagadkowego pochodzenia Słowian językoznawcy zbadali nazwy i etymologie drzew. Kazimierz Moszyński doszedł do wniosku, że takie drzewa jak buk, jodła, modrzew, cis i jarzębina znajdowały się poza zasięgiem pierwotnych siedzib Słowian. Buk miał zostać zapożyczony od germanów, a zatem tereny, na których występował miały być pierwotnie przez nich właśnie zamieszkane.
         Jednak zestawiając nazwy tych drzew w języku łacińskim i francuskim W. Mańczak doszedł do wniosku, że:
 „Zatem Francuzi nazywają buk, cis, jawor, modrzew i świerk nazwami, niełacińskimi, choć rzymianie, którzy 2000 lat temu podbili Galię, drzewa te znali. W tym stanie rzeczy przyjmując nawet za Moszczyńskim, że wszystkie wymienione słowiańskie nazwy drzew są niesłowiańskiego pochodzenia, nie można na tej podstawie wnioskować, że drzewa te w praojczyźnie Słowian nie rosły.”

Bibliografia:

Hanna Popowska-Taborska, Wczesne dzieje Słowian w świetle ich języka.
Zbigniew Babik, Najstarsza warstwa nazewnicza na ziemiach polskich.
Witold Mańczak, Praojczyzna Słowian.
Witold Mańczak, Lingwistyka a prehistoria, [w] Biuletyn Polskiego Towarzystwa Językowego.
http://grzegorj.private.pl/lingwpl/pochoslo6.html
Karolina Borowiec, Kanon wiedzy na temat tzw. etnogenezy Słowian, [w] Kwartalnik Językoznawczy.

  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz